No żesz…! – czyli kilka słów o problemach w pracy pozycjonera

Pisałam już o tym, jak fajnie rozpisać zaplecze, szukać ciekawych źródeł mocnych linków, zoptymalizować stronę, a dzisiaj czas na podejście do pracy seowca od innej strony – od strony problemów. Czyli o tym, co sprawia, że zadanie zaplanowane na X godzin okazuje się wydłużyć x2 lub x3, albo kiedy trzeba oderwać się od swoich obowiązków, bo nagle coś wypada.

Słomiany zapał

Kilka dni temu opublikowałam tekst o planowaniu zaplecza dla serwisu turystycznego. Część osób na pewno zmotywował on do przygotowania szczegółowej rozpiski – i dobrze, bo tak miał on działać. Niestety wielu z nas dopada w takich sytuacjach słomiany zapał wynikający z tego, że nie wszystko da się z góry przewidzieć i nie wszystko wychodzi tak fajnie, jak się to zaplanowało.

To się okazuje, że wybrany wcześniej skrypt ma sporo dziur umożliwiających masowe spamowanie, to wybrana skórka ma w stopce dość ryzykowne linki (shpyo niedawno pisał o problemach z tym związanych) i trzeba szukać nowej, albo zamiast siedzieć godzinę nad dostosowaniem skórki do naszych potrzeb, spędzamy X razy więcej czasu nad jakimś pojedynczym detalem. I tym sposobem odechciewa się realizować pełny plan.

Mocne wydłużanie zadań w czasie

(akapit dopisany 17 października)
W związku z wspomnianymi już problemami, niektóre zadania mocno wyciągają się w czasie. Przykładowo, na dany dzień planujemy budowę nowej strony zapleczowej bądź kilku, ale siadamy na chwilę do moderacji gotowych serwisów… a przynajmniej miała to być zaledwie chwila. Nagle okazuje się, że jedno z forów czy blog jest ostro zaspamowany i nie obejdzie się bez zainstalowania dodatkowej wtyczki antyspamowej, czy całkowitej zmiany ustawień rejestracji, pisania itp. A to zazwyczaj zajmuje znacznie więcej, niż tylko chwila na moderację.

Takich drobnych problemów, na których spędza się znacznie dłużej, niż można było przewidzieć, jest cała masa. Jednym z podobnych problemów jest zauważenie prób depozycjonowania, do czego później również przejdę. Takimi sprawami najlepiej zająć się od ręki, a czyszczenie profilu linków przy liczbach sięgających kilku tysięcy domen linkujących, to nie jest zabawa na godzinę, ale nawet na pół dnia.

Zależność od osób trzecich

To chyba jeden z najgorszych problemów. Wszystko ładnie zaplanowane, zlecone, a tu nagle ktoś inny nawala i nie ma się na to wpływu. Zadanie miało być skończone określonego dnia, tydzień przed zakończeniem pytasz, czy druga osoba na pewno da radę – „Jasne, ze wszystkim się wyrobię!” – to samo zapewnienie słyszysz ostatniego dnia, a nawet godzinę przed końcem dnia, rzucasz wszystko, żeby zrobić to samodzielnie i mieć jak najmniejsze opóźnienie. Znacie takie sytuacje?

Inna sytuacja – przekazujesz ważne uwagi w audycie, a po drugiej stronie słyszysz „Tego się nie da zrobić„. Strona wpada w filtr przez problemy on-site, migusiem mówisz, co zmienić i słyszysz „Tego się nie da zrobić„. I tak po kolei w różnych sytuacjach, kiedy albo czegoś się nie da zrobić, albo zrobi się później, albo obiecuje się realizację w terminie i się ten termin zawala.

Niespodzianki od konkurencji

Słowo klucz: depozycjonowanie. Temat popularny od wielu lat, moim zdaniem nawet zbyt popularny, bo często się o nim pisze, jednak raczej rzadko spotyka w praktyce sytuacje skutecznych działań tego typu. Ale rzadko nie oznacza, że nigdy.

Pomimo wielu zapewnień ze strony Google o tym, że konkurencji jest bardzo trudno zaszkodzić (zwróćcie uwagę, że nigdy, a przynajmniej nie w ciągu kilku ostatnich lat nie padło stwierdzenie, że na 100% nie da się zaszkodzić innej stronie), czasami się to udaje. I nie chodzi tu o próby włamów i innych problemów tego typu, ale chociażby o głupie backlinki. Przy wieloletnim serwisie z mocnymi linkami można być w miarę spokojnym, ale zanim strona nabierze mocy i zaufania w oczach wyszukiwarek, minie trochę czasu, a czas ten może zostać wykorzystany na naszą niekorzyść.

Niespodzianki od Google

Co tu dużo pisać… Śpimy spokojnie, co rano zerkamy na pozycje, wszystko jest OK. Planujemy działania na najbliższy okres, znacznie bardziej intensywne jeśli przygotowujemy się do sezonu. A tu nagle któregoś dnia widzimy, że pozycje lecą na łeb na szyję.
Filtr Google
Pół biedy, jeśli Pingwin, Panda, czy inny zwierzak dopadł zapleczówkę, nawet jeśli miała ona generować fajny ruch na docelową. Ale jeśli to strona pozycjonowana, serducho zaczyna nawalać, w głowie mętlik – co zrobić, co powiedzieć klientowi, jak to szybko naprawić?!

I tu kłania się kolejny problem:

Działanie w emocjach

Działanie w emocjachJeśli przychodzi klient z zewnątrz i chce się skonsultować w sprawie problemów ze stroną, można sobie wszystko na spokojnie przeanalizować, dojść do odpowiednich wniosków i ustalić strategię działania. Jeśli jednak samemu dało się ciała, przez emocje i presję czasu można łatwo przeoczyć problemy, które widać niemalże na pierwszy rzut oka. Tym bardziej, że ma się nad sobą klienta, który jest w jeszcze większym szoku, niż my. I nie można tak po prostu odczekać i przespać się z całą sytuacją – rzucamy wszystko inne i działamy, nawet jeśli ma się to wiązać z zarwanymi nockami i zepsutym urlopem.

Jeszcze trochę refleksji o filtrach

Swoją drogą ciekawi mnie, czy ekipa SQT nakładając ręczne filtry zdaje sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji może wprowadzić nie tylko seowca, ale także wszystkie osoby, które tracą potężne sumy na zafiltrowaniu strony. Jasne, można powiedzieć, że nierozsądne jest skupianie się tylko na ruchu z jednej wyszukiwarki, a za filtr odpowiedzialny jest seowiec. Ale to nie jest do końca takie proste, jak się wydaje.

Po pierwsze, nawet jeśli tysiące użytkowników dziennie przychodzi do nas z AdWordsa, mailingów, sociali i innych źródeł, a ruch bezpłatny z Google to zaledwie 50%, to jego utrata z dnia na dzień powoduje spadek dochodów o połowę (przyjmując, że każde źródło miało taką samą skuteczność). I jeśli strona miesięcznie zarabia 100k, to firma może sobie pozwolić na utrzymanie konkretnej liczby pracowników i płatnych źródeł ruchu w oparciu o tę liczbę. A co się stanie, jeśli nagle spada ona o połowę? Odpowiedź pozostawiam czytelnikom.

Po drugie, czy naprawdę firma musi się liczyć z tak poważnymi konsekwencjami, jeśli nabroi 1 seowiec? Bo linki były zbyt nienaturalne? Bo teraz trzeba odpokutować i odczekać swoje, aż ktoś raczy rozgrzeszyć go za grzechy?

A po trzecie, czy każdy z nas jest w stanie wziąć na siebie tak duże ryzyko i odpowiedzialność za błędy… albo raczej za potknięcia? W końcu trudno nazwać błędem to, że 2-3 lata temu przesadziło się z linkami, a rok temu wyszukiwarka postanowiła za to karać… Nie tłumaczę tu oczywiście nachalnego spamowania linkami – znacie moje zdanie na ten temat – ale za każdym razem kiedy słyszę o kolejnych filtrach za backlinki, po prostu nie mogę zrozumieć, do czego dobrego ma to doprowadzić i myślę, że należałoby coś urwać temu, kto nie tylko zatwierdził ten pomysł, ale także temu, kto był jego pomysłodawcą.

I tak doszliśmy do końca jednego z nielicznych wpisów, w których pozwalam sobie na takie marudzenie 😉 Wybaczcie, ale czasem trzeba…

KATEGORIE: Pozycjonowanie stron, SEO refleksje
Comments (28)

W cywilizowanym świecie działa zasada, że prawo nie działa wstecz. W Google czegoś takiego nie ma 😉 to, co kiedyś było ok, teraz jest be.

@Szymon, Lexy – tutaj nie chodzi o to że kiedyś było zle a teraz jest dobre. G od początku pisze że strony mają być robione dla ludzi a nie dla robotów.
Są firmy działające na rynku które łapią z G baaaardzo duży ruch od kilku dobrych lat na zasadzie dobrego contentu. Jasne, zaczynali od katalogowania w tych lepszych katalogach a późnej już tylko content, content, content.. I po ostatnich aktualizacjach wyszli na tym jeszcze bardziej do przodu.

Świetny wpis! Zgadzam się z Tobą w 100% i pewnie jest tak, że połowa czytających to seowców mówi – „z ust mi to wyjęła”.

Nie do końca się z tym zgodzę. Zauważ, jak mocno przez wiele lat Google podkreślało, żeby nie martwić się o backlinki, tylko skupić na treści, na tym, co dobre dla użytkowników. Zmienili zdanie w tej kwestii zaledwie rok temu i ja również traktuję to jak Szymon, czyli wprowadzenie nowych zasad i wyciąganie konsekwencji z działań na długo, zanim zasady te były aktualne.

Faktycznie to taki trochę odmienny wpis 🙂
Nie wiem dlaczego podczas czytania pomyślałem – zanim zatrudnisz SEOMastera zapytaj go czy ma OC:)

Dla mnie problemem staje się korzystanie z Google jako użytkownik. Dotąd przyjmowałem, że na lokalne zapytania dostanę przekrój firm z rynku, a teraz mam głównie jakieś badziewiaste „bazy danych”, w których często nie ma żadnej sensownej treści, ale za to jest doskonała optymalizacja :]

Poza całym SEO, jeśli jest firma, która coś oferuje, a przy niewielkiej faktycznej konkurencji nie można jej znaleźć na 1-2-3 stronie wyników, to trudno przyznać, że Google jest dobrą wyszukiwarką.

Znajomi coraz częściej zwracają mi uwagę, że mają problem ze znalezieniem czegoś w Google i zwykle wtedy zarzucają mi, że to ja popsułem…. 😉

Naprawde dobry pozycjoner powinien wszystko przewidziec.
Gdyby Matt Cutts był pozycjonerem to na pewno by to przewidział !

@Szymon, Rafał, Lexy
Jeśli Google dalej będzie brnąć w kierunku karania za linki, to w polskim Google zostaną tylko śmieci.
Dlaczego? bo na 100 stron, które były pozycjonowane może 5 było zgodne z tym co jest obecnie dozwolone.
Niestety ale prawo Google działa wstecz a teraz by spać spokojnie każdy z nas powinien zdjąć linki do każdego klienta, nierealne.

Twarde prawo ale prawo i należy go przestrzegać !

Bardzo „polski artykuł” jakby o firmie jednoosobowej, studenckiej, w porządnej agencji nikt nie robi samodzielnie skórek tylko zleca się budowę zaplecz firmie od projektowania, w porządnej firmie nikt nie ma takich problemów jak zostały tu opisane. Lexy lubię Cię ale reprezentujesz mentalność PRLu, bez urazy. Podobnie z Twoim portalem Brandle, pierwsza szata graficzna to były wczesne lata 2000, obecna szata to również kilka lat do tyłu, na jakości się nie oszczędza, w Polsce każdy, również ludzi z branży SEM muszą to kiedyś zrozumieć.

„jakby o firmie jednoosobowej, studenckiej, w porządnej agencji nikt nie robi”
To nie jest artykuł o pracy w agencji., chociaż praktycznie każde z poruszonych tu zagadnień dotyczy także dużych firm. Nie bardzo rozumiem Twoje zdziwienie – w końcu prowadzę właśnie firmę jednoosobową, a nie agencję SEO.

„Podobnie z Twoim portalem Brandle”
Oszczędność na tym projekcie to ostatnie, co przyszłoby nam na myśl. Tak – nam – bo to nie jest mój projekt, tylko projekt spółki, w której jestem partnerem.

PS Zaledwie kilka dni temu ktoś inny zarzucił mi rozrzutność 🙂

Wracając do tematu reguł gry w którą gramy z G oraz ich zmiany to prawda jest taka, że nie muszą oni liczyć się z naszym zdaniem. Mogą robić co im się podoba jeżeli ma to na celu umocnienie pozycji tej wyszukiwarki. Tutaj nie ma demokracji, że jak coś nam się nie podoba to odwołujemy zarząd G. 🙂

Typowy konflikt interesów między monopolistą a ludźmi którzy chcą osiągnąć wysoką pozycję w wyszukiwarce – niestety silniejszy dyktuje reguły – które zmienia dla „dobra” użytkowników. Tylko czy to wszystko ewoluuje w dobrą stronę – oto jest pytanie.

Fajnie że piszesz nie tylko o tych dobrych stronach pozycjonowania ale również o problemach. Szczególnie spodobał mi się fragment odnośnie problemów związanych z pracą pod wpływem emocji. Zawsze miałem z tym problem, zamiast po prostu odpuścić – ochłonąć i działać dalej 🙂

Problemy jak w każdym zawodzie. Praca gdzie jest jakieś ryzyko zawsze jest trudna..

Nieźle napisany artykuł, bardzo przyjemnie się czytało i faktycznie przedstawia typowy problem tego zawodu. Szczególnie zainteresował mnie fragment o psychice takiego pozycjonera, gdy jest jakiś problem. Super artykuł.

Nie rozumiem dlaczego dziwicie się, że reguły gry działają wstecz. Każdy kto przekracza zasady Google bez względu na to czy są dobre czy nie, musi liczyć się z konsekwencjami. Google jest monopolistą i polskie SEO jest jego prywatnym rynkiem.
Tutaj jest głębsza polityka, która definiuje się słowem – korporacjonizm.

Nikt kto jest w branży SEO nie może być pewny swojego biznesu. Opierać dochody w 50% na wejściach z Google i zatrudniać ludzi równa się brakiem wiedzy o biznesie. Jest to uprawianie hazardu i lekceważenie pracowników.
Jak można ufać jakiejkolwiek korporacji i opierać przyszłe plany zawodowe na SEO ? To jest tykająca bomba, która dowolnie będzie wybuchać w zależności od polityki Google.

SEO to jest to co na rynku inwestycyjnym nazywa się krypto-waluty, inwestycje H.Y.I.P czy choćby kredyty we franku przy trwającej wojnie walutowej.

Cała prawda!

Tak Google jest monopolistą, tak to prywatna firma, ale tak jak ich hasłem było 'don’t be evil’ tak zostało 'evil’.
Mam nadzieję, że się to na nich odbije. Może warto promować inne wyszukiwarki?

bazy to jedno, ale ja ostatnio coraz rzadziej (albo tak mi się wydaje) trafiam na to czego szukam. Mam wrażenie, że G 'wie lepiej’ czego szukam (nie trafia czasem w tematykę, pomija ważne słowa kluczowe)

Ale prawo nie działa wstecz.

Miałem sytuację, gdzie druga strona nawaliła.
Projektuję strony i detale dla niektórych klientów są bardzo istotne, cały problem zaczyna się wtedy, gdy mija już tydzień, a ja nie mogę skontaktować się w sprawie owych szczegółów.
Jako doświadczona osoba – jak mogę uniknąć powtórki takiej sytuacji?

Chciałbym dopytać o depozycjonowanie, które pojawiło się jako jeden z problemów seo. Jakiś czas temu zaobserwowałem wysyp negatywnych komentarzy na forach, które odbieram jako czarny PR czy działania konkurencji. Czy jest jakiś sposób na to, by nie były one widoczne w wyszukiwarce? Jak osłabić siłę tych wpisów?

Wszystko sprowadza się do pieniędzy. Trzeba podtrzymywać wartość akcji w Google, więc gdy tylko spadają… wypuszcza się zwierzaka typu Panda czy Pingwin 🙂

Wszyscy, którzy cenią sobie święty spokój, powinni nastawić się na zbieranie ruchu z innych źródeł i stosować np. content marketing, zamiast czystego SEO.

Racja. Złwaszcza to o czasie 🙂

Myślę, że zawsze warto wracać do celu pozycjonowania samego w sobie. Na początku i końcu pozycjonowania zwanego seo jest zapewnianie trafficu do wybranego miejsca. Na początku i na końcu pozycjonowania należy wliczać ryzyko niepowodzenia, bo a) konkurencja, b) zmiana algorytmów google, c) dobra zmiana. Dlatego jeśli zależy Ci na wylansowaniu frazy „seo warszawa”, „hotel kraków”, „tani kredyt”, „bla bla bla”, to musisz iść zgodnie z wypracowanym planem działania i na każdym kroku sprawdzać, jak przekłada się on na rezultaty… i (jak to się ładnie mówi) antycypować zmianę, na którą zwykle nie masz żadnego wpływu 😉

@Kamil dokładnie tak jak piszesz. Dzisiaj SEO samo w sobie takie czyste nic nie daje. Najlepsze są działania marketingowe polegające na prawdziwych artykułach w sieci, mogą być nawet sponsorowane.

Jakbym czytała swoje myśli. Dla mnie najgorsza jest ta odpowiedzialność osób trzecich. Nigdy nie wiesz czy dana osoba rzeczywiście wyrobi się w czasie ze swoimi zadaniami, a przecież nie będziemy się bawić w przedszkole i przepraszać klienta, bo Pan XYZ się nie wyrobił, a to przecież nie moja wina.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Copyright 2005-2023 SEO blog Lexy. All Right Reserved.