Duże serwisy nie oddadzą Ci ruchu

Po dzisiejszym sprawdzeniu skrzynki pocztowej czuję się… zniesmaczona. W weekend poświęciłam chwilę na sprawdzenie działania niektórych narzędzi od Google, w tym m.in. zgłoszenia DMCA. Zgłaszałam w ten sposób wyłącznie te strony, na których ewidentnie było widać, że autor wykorzystywał teksty świadomie łamiąc moje prawa autorskie, a także te strony, na których kontakt z właścicielem był utrudniony – np. na jednej ze stron typu Q&A konieczna była rejestracja po skorzystaniu z linka „Zgłoś naruszenie praw autorskich„, z kolei na pozostałych w ogóle nie było danych kontaktowych.

Ale to nie na tym chciałam się skupić, bo na temat zgłoszeń DMCA będę mogła napisać dopiero po ich rozpatrzeniu. Chodzi o to, że przy okazji szukania plagiatów znalazłam kilka stron, w przypadku których zdecydowałam się najpierw na kontakt z redakcją. Były to serwisy, które:

  • przedrukowały artykuł zgodnie z licencją, zachowując m.in. odnośniki – problem w tym, że nastąpiło to kilka lat temu i linki się dezaktualizowały. Poprosiłam zatem o zmianę ich adresu na aktualny;
  • przedrukowały artykuł niezgodnie z licencją, tj. z usunięciem informacji o autorze oraz usunięciem linków.

Poprosiłam grzecznie odpowiednio o aktualizację linków i zastosowanie się do warunków licencji. Jak się okazało, jeden z popularnych serwisów odmówił zmiany, powołując się na tzw. odgórne ustalenia, które zakazują odsyłania ze swojej strony do innych. Na odpowiedzi od pozostałych jeszcze czekam.
nie-moge
Zaraz zaraz… można było skopiować artykuł, ale nie można wstawić podlinkowanego źródła? Ostatecznie na moją prośbę artykuł został usunięty – dobrze, że przynajmniej w tym przypadku nie musiałam czekać na „konsultację z redaktor naczelną”.

To oczywiście nie jedyna taka sytuacja. Dla jednego z dużych klientów planowałam w ramach link buildingu podlinkować wzmianki o marce. Pojawiały się one głównie pod materiałami wykorzystującymi zdjęcia ze sklepu klienta. Niestety, również tym razem powołano się na podobne odgórne ustalenia, które albo całkowicie zakazywały linkowania na zewnątrz, albo dawały taką możliwość… za odpowiednią opłatą w wysokości kilku stówek. W tym przypadku musiałam sobie odpuścić, bo dla klienta nawet niepodlinowane wzmianki budowały brand. Jednak również wtedy problem występował tylko z największymi portalami informacyjnymi, natomiast dla mniejszych aktualizacja niedziałającego już linka czy podlinkowanie wzmianki nie stanowiło problemu. Dodam jeszcze, że w żadnym przypadku nie oczekiwałam linków dofollow – prosiłam jedynie o aktywny odnośnik do strony i – chociaż miałam cichą nadzieję, że uda się zdobyć m.in. linki dofollow – nie wspominałam nic o formie tych linków.

Ostatni problem występujący na masową skalę, o którym chciałam napisać, to linki nofollow prowadzące do źródeł informacji. Mogę się założyć, że każdy z Was widział newsy napisane na podstawie innych serwisów, ale… z linkiem nofollow. I gdzie tu logika? Linki, które są podstawą internetu i w przypadku których samo Google wręcz zaleca, aby przekazywały PR, są opatrzone atrybutem nofollow. Tak tak, zgodnie z zaleceniami Google, aby wyszukiwarka nie miała problemów z ustaleniem, który tekst jest oryginałem, zaleca jednoczesne spełnienie poniższych warunków:

  • wstawienie informacji o źródle w postaci linka przekazującego PR;
  • zadbanie o to, aby link ten kierował bezpośrednio do kopiowanego materiału, a nie np. do strony głównej.

Sama dawniej pracowałam przy dużym portalu, który czasem powoływał się na inne źródła i od razu zwróciłam uwagę, aby w takich przypadkach wstawiać linki dofollow. W końcu skoro bazowaliśmy na czyjejś pracy, to wypadało ją docenić, a nie brać z niej dla siebie ile tylko się da, nie dając nic w zamian.

Na zakończenie dodam, że celem tego wpisu jest zwrócenie uwagi na ogólny problem, a nie atakowanie konkretnych firm. Tym samym nie chcę tu podawać żadnych przykładów i wywoływać afery, bo nie o to chodzi. Mam jednak nadzieję, że znajdzie się chociaż kilka osób/firm, które kolejnym razem zastanowią się, czy faktycznie warto aż tak bronić się przed linkami, w tym linkami dofollow do źródeł informacji bądź zdjęć.

KATEGORIE: Linkowanie
Comments (20)

Niestety tak jest, ale to sprawka wielkiego G, który dąży żeby jedynymi linkami były te z AdWo… Cytując klasyka „Kasa Misiu Kasa”

„pies ogrodnika” 😉

A jak to będzie z kopiowaniem z miejsc takich jak fora albo facebook? Tam też ludzie czasem zamieszczają wartościowe treści z dobrym zamiarem i mogliby nie chcieć, aby ktoś to wykorzystywał ot tak. Czy mają jakiekolwiek prawa? I czy w tym przypadku (szczególnie facebook) kwestia dofollow ma jakiekolwiek znaczenie, czy kluczowe będzie po prostu wstawienie linka i podanie autora (którego w przypadku forum zazwyczaj znamy tylko pod dziwnym nickiem)?

„to sprawka wielkiego G, który dąży żeby jedynymi linkami były te z AdWo…”
No na pewno duży wpływ na obecną sytuację ma straszenie karami od Google. Z drugiej strony jeśli dochodzi do sytuacji, w której ktoś ma obawę przed linkiem dofollow do źródła, to w jakiej sytuacji wstawi taki odnośnik?

„Czy mają jakiekolwiek prawa?”
Nośnik informacji czy platforma nie ma znaczenia – prawo autorskie cały czas obowiązuje. Kwestia dofollow ma znaczenie, aby Google lepiej się orientował w tym, którą z wersji (oryginalny wpis czy kopię) pokazywać wyżej w SERPach ze względu na to, że jest oryginalna.

Przykład, który tutaj opisujesz, czyli tekst zregadowany na podstawie naszego + link dofollow do oryginału to niestety utopia. Google promuje naturalne linkowanie, ale jest tak niekonsekwentne w swoich działaniach i w działaniach algorytmu, że ludzie czasem zadają sobie pytanie, czy taki link wychodzący, choć pomoże stronie, do której linkujemy, to czy nie obniży naszej pozycji?

Wg mnie to na szczęście wyolbrzymiona sprawa.
Nierzadko widzę kopie swoich tekstów na innych portalach i po sprawdzeniu okazuje się że jest link i to bez nofollow.
Numery takie jak brak linka czy nofollow wg mnie robią jedynie właściciele małych stronek, tacy mali kombinatorzy.

Raz czy dwa zdarzyło mi się że mój tekst był na żywca skopiowany i opublikowany na forum infor z info „znalezione w google”, ale po moim upomnieniu wpis usunięto. Zirytowało mnie jednak że nie raczyli mi odpisać.

A co myślicie otym, że w telewizji w programach informacyjnych, gdy pojawia się jakiś filmik z YouTube’a to w rogu ekranu jako źródło podawane jest YouTube.com zamiast autor filmiku?

Żart czy nie żart? Oto jest pytanie…

Z tą kradzieżą bywa tak, że jak ktoś skopiuje jeden tekst to raczej nie ma problemu z zamieszczeniem linka do źródła. Problem zaczyna się jak ma większość serwisu opartego na skopiowanych treściach z innych stron lub też oparł całą domenę na kopiowanych treściach jak np. autoblogi (ktoś to jeszcze stawia?). Inna sprawa, że prawo definiuje podanie źródła skąd treść została skopiowana, nie definiuje jednak czy ma być to link nofollow, dofollow czy tez zwykły adres tekstowy. Tak przynajmniej wynika z ustawy, jednak zaznaczam że nie jestem prawnikiem.

Mam pytanie związane z tematem. Jakim programem lub przez jaką stronę sprawdzacie, czy ktoś skopiował od was teksty? Możecie jakiś polecić?

Tak to prawda. Każdy walczy o swoje i to często w bardzo nieelegancki sposób. Może jednak strach wstawić dofollow.

Dzień dobry, z prawami autorskimi jest jak z obroną domu, nie można liczyć na instytucje, trzeba ćwiczyć bicepsy i kupić psy oraz strzelbę.
Bogdan Kondracki

Nie ma co się oburzać na nieetyczne zachowanie innych. Trzeba po prostu przyjrzeć się jak wyglada sytuacja i samemu na tym zarabiać, oczywiście najpierw należy oszacować występujące ryzyko. Wymagajmy etyczności od innych, sami bądźmy nieetyczni i korzystajmy z tego 😉

Niestety, często się zdarza że duże redakcje wykorzystują tekst innych. Dziennikarz czy redaktor nie zajmuje się już pisaniem tylko operacjami kopiuj-wklej.

napiszcie prosze programy którymi można sprawdzić czy ktoś wykorzystuje twoje teksty.

także z chęcią sprawdzę

To przykre że ludzie nie szanują czyichś praw autorskich…

Dzięki za ten artykuł. Ludzie od zawsze żerowali na pracy innych. Tu nic się nie zmieniło po dziś dzień i prędko to nie nastąpi. To jak to robić profesjonalnie, przedstawiają nam media obrazując pracę Rządu.

Również czekam na sprawdzone narzędzia do tego typu zadań. Może ktoś zechce przytoczyć choćby jedno?

To, że „dziennikarze” manipulują informacją to prawda znana nie od dziś. Przykładem niech będzie ten brutalny atak 2 młodych islamistów na żołnierza w Londynie. Jedne stacje wycinały dźwięk, inne podkładały w to miejsce własny komentarz. Nikt jednak nie zastanowił się nad tym co ten muzułmanin mówi. Klepali to co im przyszło do głowy. Albo kopiowali teksty z zagranicznych serwisów. Czasami miałem wrażenie, że robili to translatorem od „wijka g”. Masakra.

Mam stronę u providera poza terytorium RP pozwalającego na wszystko i nic mi nie zrobicie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Copyright 2005-2023 SEO blog Lexy. All Right Reserved.