5 sposobów na złodziei tekstów/grafik

Ręka do góry, który z właścicieli stron nigdy nie spotkał się z sytuacją, kiedy to bez jego zgody „pożyczono” od niego teksty? Oj, coś wiele tych rąk nie widzę… Problem kradzieży treści ze stron to standard, pytanie tylko – co w takiej sytuacji zrobić? Są tacy, którzy sprawę zignorują i uznają, że szkoda czasu na zabawę w detektywa i tracenie nerwów przez bezsensowne rozmowy lub, co gorsza, brak jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony webmastera. Na skierowanie sprawy na drogę prawną również decydują się nieliczni i raczej przy poważnych nadużyciach takich jak np. nadmierne inspirowanie się rozwiązaniami i stroną wizualną dużego, popularnego portalu.

Odrębną sprawą jest jednak sam fakt kradzieży treści, a odrębną to, że działania takie mogą negatywnie odbić się na widoczności naszych stron w wyszukiwarkach, w szczególności Google. Tym samym dochodzimy do sytuacji, w której działania osób trzecich nam szkodzą. Mimo że wiele osób upiera się przy tym, że duplicate content nie istnieje lub istnieje wyłącznie w obrębie tej samej domeny, to jednak doświadczenie nauczyło mnie, że powielanie treści w różnych domenach może przysporzyć problemów. Google co prawda stara się ustalić, która ze stron zawiera oryginalne treści, a która je kopiuje, ale nie wierzę w bezbłędność algorytmu i od czasu do czasu decyduję się podjąć działania w stosunku do stron, które wykorzystują moje teksty. Opiszę tu kilka sposobów postępowania w takich przypadkach

Zacznę od stron ułatwiających odnalezienie swoich treści:

Narzędzia te w szybki sposób wskażą strony, które wykorzystują nasze teksty. Po skorzystaniu z nich warto dodatkowo wyszukać fragmenty tekstów w Google i zapisać wszystko w oddzielnym dokumencie wraz z notką na temat tego, co zrobić w każdym ze znalezionych przypadków.

Nie w każdej z opisanych poniżej sytuacji mogę faktycznie użyć słowa „kradzież”. Zdarza się bowiem, że naruszenie praw autorskich miało miejsce bez wiedzy danej osoby, tak więc nie zawsze jest to działanie świadome i celowe, przy których mogłabym użyć aż tak ostrego określenia (szczerze mówiąc samej zdarza mi się zastanawiać, czy wykorzystałam jakieś materiały zgodnie z obowiązującą je licencją). Niektórym się po prostu wydaje, że:

  • jeśli na stronie nie ma znaczka ©, można dowolnie wykorzystywać treści znajdujące się na niej;
  • jeśli treści są opublikowane w internecie (a nie w gazecie czy książce), można je dalej rozpowszechniać;
  • wklejając fragmenty tekstów na forach, wystarczy napisać, że znalazło się je na „jakiejś stronie” albo w Google.

Co robić w opisanych poniżej sytuacjach:

  1. wklejenie fragmentów tekstów na forach – nie wszyscy forumowicze podają źródło informacji, a jeśli to robią to, zdarza im się podawać adres bez aktywnego linka albo po prostu na danym forum linki mają atrybut nofollow, a zatem nie wskazują źródła w odpowiedni sposób dla Google. Jeśli linki na takim forum są jednak dofollow, można pokusić się o dołączenie do dyskusji i poinformowanie o faktycznym źródle informacji lub też poproszenie forumowicza o edycję posta i wstawienie źródła w formie aktywnego linka dokładnie do tej podstrony, z której fragment pochodzi. Takie działanie ma jednak sens wyłącznie w przypadku, gdy nasze treści zostały wykorzystane w wielu serwisach i mamy powody, aby sądzić, że działania te mają negatywny wpływ na naszą stronę. Dobrze jest skorzystać z narzędzi, które w przypadku kopiowania tekstów dopisują link do źródła (np. Tynt) – zwiększa się wtedy prawdopodobieństwo, że forumowicz wklejający taki tekst nie usunie źródła informacji;
  2. wykorzystywanie fragmentów tekstów na stronach – jeśli są to krótkie fragmenty, które zostały wykorzystane na wielu stronach, czasem najlepszym rozwiązaniem jest przeredagowanie tekstów na naszej stronie tak, aby algorytm nie mógł zauważyć między nimi żadnych podobieństw. Można też skontaktować się z właścicielami tych stron z grzeczną prośbą o wyjaśnienie sytuacji i ewentualnie propozycją pozostawienia tekstu pod warunkiem wstawienia pod nim linka przekazującego PR, a kierującego do podstrony, z której on pochodzi. Wyjdziemy na tym jeszcze lepiej niż gdyby do skopiowania tekstu nie doszło. Jeśli jednak webmaster nie będzie chętny do bezkonfliktowego rozwiązania problemu, dobrze jest mieć przygotowaną treść stanowczego maila z żądaniem usunięcia skopiowanych treści, oczywiście z zacytowaniem odpowiednich fragmentów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych;
  3. kopiowanie całych stron lub pełnej treści poszczególnych podstron – czasem na pierwszy rzut oka widać, że właściciel strony dobrze wie, co robi i ma świadomość naruszenia praw autorskich albo źle zinterpretował prawo cytatu, pozwalając sobie na pełne kopie i tłumacząc się tym, że przecież podał źródło (bo np. wstawił imię i nazwisko autora albo adres strony – niepodlinkowany lub nofollow) – przykładem takich stron są te zaciągające treści z RSSów. Jeśli uznamy, że jest sens, można pokusić się o próbę kontaktu z webmasterem. W większości przypadków lepiej będzie skierować się bezpośrednio do hostingodawcy i podając przykłady skopiowanych treści. Dobrze jest przy tym wyszukać w regulaminie świadczenia usług zastrzeżenia dotyczącego blokady konta użytkowników naruszających prawo i powołać się na nie, ponieważ jest duże prawdopodobieństwo, że hostingodawca bez nakazu i tak nic nie będzie mógł zrobić. Większe prawdopodobieństwo blokady jest wtedy, gdy strona znajduje się na darmowym hostingu – tam raczej nie będą się cackać i tracić czasu na wyjaśnienia;
  4. kopiowanie całych stron – jeśli ewidentnie widać, że ktoś kompletnie nie przejmuje się prawami autorskimi i większość tekstów na stronie jest kopiowana od nas czy innych serwisów, dodatkowym działaniem oprócz już wymienionych jest po prostu zgłoszenie spamu. Nie jest to co prawda zbyt skuteczne, ale nie jest też czasochłonne i nic nas nie kosztuje, a zawsze istnieje jakaś szansa na to, że prędzej czy później Google zareaguje na zgłoszenie;
  5. hotlinkowanie obrazków – w takiej sytuacji można się zdecydować na dowolne z zaprezentowanych już rozwiązań lub przygotować specjalną grafikę (z informacją o jej wykorzystaniu bez zgody autora, lub – jeśli ktoś ma akurat dobry humor i wenę twórczą – grafikę, którą większość wstydziłaby się wstawić na stronie) dla takich webmasterów i podstawić ją w miejsce hotlinkowanego obrazka – pamiętajmy aby przenieść obrazek do innej lokalizacji i zmienić ją tam, gdzie wykorzystujemy ją na naszej stronie.

Sposobów na opisany tu problem jest więcej, a ja opisałam te, z których zazwyczaj korzystam. Tak naprawdę do sprawdzenia, kto kopiuje ode mnie teksty, siadam bardzo rzadko, ale jak już się na to decyduję, to zazwyczaj staram się doprowadzić sprawy do końca.

I tak w ostatnim takim przypadku udało mi się doprowadzić do całkowitego usunięcia moich treści z niektórych stron lub wstawienia pod nimi źródła w formie aktywnego linka. Część tekstów zdecydowałam się zmienić na swojej stronie ze względu na to, że okazało się to być znacznie mniej czasochłonne niż kontaktowanie się ze wszystkimi po kolei tym bardziej, jeśli wykorzystane fragmenty nie były zbyt długie. Oczywiście trafiły się także bezskuteczne próby nawiązania kontaktu z webmasterem, ale do tych na pewno jeszcze wrócę.

A jak Wy rozwiązujecie takie problemy?

 

KATEGORIE: !Wyróżnione, Case study, Linkowanie
Comments (36)

ostatni przykład powalił mnie na łopatki

Skorzystałam z niego dosłownie kilka razy w życiu 😉

wiele osób upiera się przy tym, że duplicate content nie istnieje

Moje zdanie – algorytm wykrywający duplicate content istnieje, ale dotyczy tylko widoczności stron w wynikach, nie wpływa negatywnie na moc linków wychodzących z tych stron.

A jak Wy rozwiązujecie takie problemy?

Wklejanie fragmentów tekstów na forach – wcale, nie uznaję tego za problem.
Wklejanie fragmentów tekstów na stronach – nie przeszkadza mi to, o ile strona nie należy do jednego z głównych konkurentów.
Kopiowanie całych stron lub pełnej treści poszczególnych podstron – formularz DMCA w Google, nie jest już wymagane wysyłanie faksu.
Hotlinkowanie obrazków – weryfikacja HTTP_REFERER, błąd 403 gdy niewłaściwa wartość.

Wiem też ze statystyk serwera reklamowego, że nieautoryzowane kopie moich podstron znajdują się pod adresami plikowymi, adresami wewnętrznymi w sieciach LAN, localhostami. Nic z tym nie robię, bo trudno cokolwiek udowodnić.

formularz DMCA w Google, nie jest już wymagane wysyłanie faksu.

Masz jakieś doświadczenia z tą metodą na tyle, aby opisać, jak przebiega całą procedura i udowodnienie, że jest się faktycznie autorem tekstu? Sam Matt w załączonym filmiku wspomina o tym zgłoszeniu, ale nie miałam jeszcze okazji skorzystać z niego.

Wypełniłem i wysłałem formularz. W polu „Where can we see an authorized example of the work?” podałem mój URL i to był jedyny „dowód”, że jestem autorem tekstu. Gdyby sytuacja nie była tak oczywista, możliwe że zadaliby jakieś pytania e-mailem, ale jeszcze mi się to nie zdarzyło. W polu „Location of infringing material” musisz podać wszystkie skopiowane podstrony, nie wystarczy adres strony głównej.

Po około 3 godzinach:
We have received your DMCA complaint. We are currently reviewing the
complaint and will contact you when we have completed processing the
request. We appreciate your patience during this process.

Po około tygodniu:
In accordance with the Digital Millennium Copyright Act, we have completed
processing your infringement complaint dated … The following
webpages have been removed from Google:

W wynikach wyszukiwania nie ma tych stron, pojawia się za to komunikat:
Odpowiadając na zażalenie, które otrzymaliśmy w związku z US Digital Millennium Copyright Act, usunęliśmy 4 rezultat/y/ów wyszukiwania. Jeżeli sobie życzysz możesz [[przeczytać wspomniane zażalenie]], które spowodowało usunięcie rezultatu/ów na stronie ChillingEffects.org.
gdzie po kliknięciu na link widoczne jest wszystko, co wpisałem w formularzu.

Gratuluje Colin skutecznej akcji!

Lexy zmiana obrazka tez mi się spodobala można jakis xxx wrzucic 🙂

Ja walczę z jedną stroną na 1&1, ewidentne zaplecze. Niestety ten hosting ma wszystko w poważaniu i nawet nie odpisują.

Bardzo cenny artykuł jak dla mnie.

Miesiąc temu miałam sytuację gdzie firma, poważna, ceniąca sie w branży, organizująca szkolenia z zakresu pozycjonowania, oferująca usługi z zakresu marketingu wyszukiwarkowego postanowiła umieścić na swojej stronie FIRMOWEJ (oficjalnej) teksty branżowe. Jak sie okazało nie mieli czasu na pisanie więc zaciągnęli teksty z mojego bloga, co więcej nie podali źródła, zmienili sobie niektóre zdania w artykułach tak by pasowały pod ich ofertę i nie raczyli mnie nawet o tym poinformować.

Nie wiem jak długo teksty wisiały u nich na stronie, ale uważam to już za totalne chamstwo. brak profesjonalizmu i idiotyzm. Poprosiłam grzecznie o ich usunięcie, co uczynili w ciągu godziny likwidując przy tym pół strony. Niemniej jednak na słowo „przepraszam” musiałam długo czekać.

Pomijam w takich przypadkach kwestię zaciągania tekstów do precli. Z tym się już jakoś pogodziłam, ale umieszczanie na oficjalnej stronie firmowej tekstów innego autora i nie linkowanie do źródła uważam za bezczelność.

Pewnie jeszcze zastrzegli sobie prawa autorskie do nich poprzez umieszczenie notki na stronie? 😉

Ja miałam sporo przebojów przy stronach zapleczowych – tych mam najwięcej, więc i takich sytuacji jest przy nich najwięcej.

Któregoś razu na stronie sklepu znalazłam swoje recenzje filmów dodane przez kogoś w komentarzach. Zgłosiłam to administratorowi strony, a ten oburzony, jak ja – osoba pisząca w imieniu jakiegoś „marnego serwisu” (jak to on określił) – w ogóle raczyłam zarzucać mu, że na porządnym sklepie skopiowano moje teksty. Ostatecznie usunął je po długiej wymianie zdań, ale wręcz groził, że jak tylko znajdzie trochę czasu to się dokładnie przyjrzy zawartości mojej strony.

Innym razem na stronie pewnej firmy hostingowej znalazłam cały swój kurs opublikowany na jednej z zapleczówek. Tam jednak nie robili problemów z jego usunięciem i od razu przepraszali, więc sprawa została załatwiona dość szybko.

I jeszcze jedna akcja, kiedy ktoś dość mocno zainspirował się moim portfolio – zarówno grafiką, jak i tekstami – również zmieniając tylko pewne drobiazgi. Zgłosiłam to administratorom hostingu (pamiętam, że to był boo.pl), a w odpowiedzi dostałam informację, aby prywatne sprawy załatwiać między sobą zamiast ich w to mieszać.

Pół biedy jeśli chodzi o zapleczówki, ale jeśli ktoś pozwala sobie na takie zagrywki na naszych głównych serwisach, wtedy na pewno wykorzystalibyśmy wszelkie metody, łącznie z drogą prawną. Na szczęście dotychczas wystarczyło ostrzeżenie, ale zdarzyło się np. zaciągnięcie bazy ogłoszeń wraz z danymi użytkowników, które były wyświetlane na stronie. I nie wykorzystywano ich na jakiejś małej stronie tylko jednym z większych serwisów ogłoszeniowych. Oczywiście w takim przypadku winę zwala się na niedouczonego pracownika…

Trafiłaś w setno, tyle że byli nieco sprytniejsi! Zablokowali możliwość kopiowania tekstów z ich strony 🙂 W momencie gdy chciałam zaznaczyć fragment tekstu i skopiować go wyskakiwał komunikat, że ” kopiowanie treści na stronie jest niedozwolone” 🙂

Oczywiście po całym „incydencie” ( bo jedynie taką formę cała sprawa miała w ich oczach) dostałam propozycję napisania kilku tekstów na ich stronę….uśmiechnęłam się i zakończyłam dalszą korespondencję mailową.

Z grafikami to jaja się zacyznają jak ktoś już kopiuje do siebie.
Ale ogólnie to ciekawym sposobem jest wysyłać faktury za przedruki 😛

Jeśli chodzi o pkt 5. czyli o hotlinkowanie i skuteczne metody, aby się zabezpieczyć, to polecam te wpisy:
jak-stworzyc-strone.pl/2011/02/01/blokowanie-dostepu/
http://www.pomocnikwebmastera.pl/tips-tricks/jak-stworzyc-blokade-hotlink/

Niestety doświadczyłam takiej kradzieży na własnej skórze, baa mój tekst na witrynie „złodzieja” miał wyższą pozycje niż na mojej stronie zupełnie jak by google uznało że to ja tekst sobie przywłaszczyłam, oczywiście prośby o usunięcie tekstu nie poskutkowały:(

A co zrobić, jeżeli Twój tekst ukaże się w indeksie i za 1-2 h skopiowany zostanie przez serwis o wyższym autorytecie. I on też za chwilę będzie miał tą stronę zaindeksowaną . Później, w wynikach widzisz go wyżej od oryginalnego. Jak wtedy dowieść, że jest się autorem tekstu?
Zakładam, że wtedy sprawdzany jest czas indeksowania, lecz 1. mamy mniejszy autorytet, 2. kilka godzin między indeksacją może być na granicy „błędu” (czyt. odnalezienia strony).

Co do tekstów to mnie to nie interesuje czy ktoś kopiuje z moich stron, większą uwagę zwracam na grafikę ale to dlatego że zużywa mi transfer gdy ma podpięte pod mój serwer.

Ja po przeczytaniu dwa dni temu tego artykułu i komentarza Colina sprawdziłem jeden ze swoich serwisów na Copyscape i wypełniłem zgłoszenie DMCA odnośnie ukradzionego tekstu. Tekst został wklejony jako część wpisu na blogu, którego ktoś założył sobie na Blogspot.com. Dziś dostałem powiadomienie:
„In accordance with the DMCA, we have completed processing your infringement complaint and the content in question no longer appears on the following URL(s):”
Czyli nie tyle, że usunęli z SERPów, ale z bloga! W sumie mają taką moc sprawczą, Blogspot należy do Google. 😉

U mnie sytuacja wyglądała tak, że ktoś skopiował praktycznie całą stronę, razem z obrazkami nie martwiąc się oczywiście nawet zmianą linków.
Pierwsze co zrobiłem to powrzucałem różne „niegrzeczne” obrazki z gejami, a że mieli na stronie adsense i poprosiłem znajomych, żeby wraz ze mną zgłosili naruszenie zasad to najwidoczniej dostali ostrzeżenie, bo po jakimś czasie zmienili obrazki.
Ponieważ była to firma pozycjonująca i na stronie nadal wisiały moje teksty, to zapoznałem się z portfolio danej firmy i rozesłałem maile z praktykami przez nich stosowanymi do wszystkich klientów 🙂

Dzięki za cenne porady. Biorąc pod uwagę ostatnie zmiany w Google i ciągłe wałkowanie zdania „content is the king” szczególnie przybierają one na znaczeniu. Ostatni przykład faktycznie powala 🙂

Dziękuję za porady! Skorzystałem ze wskazówki Colin’a. Niestety artykuły z naszego portalu Wizytówki.pl rozeszły się już po 8 różnych stronach w polskim Internecie.

Gdyby to było w Niemczech, współpracująca z nami kancelaria mogłaby liczyć dzięki tej sprawie na obrót rzędu 100 tys. zł, nie mówiąc o odszkodowaniu. Tam istnieje bardzo efektywne prawne narzędzie pt. „Abmahnung”, które skutecznie odstrasza cwaniaków od łamania prawa autorskiego.

Google w swietle prawa przetrzymuje na swoich serwerach dane z naszych stron (zeby w nich szukac), wiec jest hostingodawca. Obowiazuje go wiec prawo, ktore jest w miare ujednolicone w ramach Unii Europejskiej i USA (i czesci innych krajow, rzecz jasna). W swietle tego prawa my mamy prawo zlozyc DMCA, co ma miejsce. Hostingodawca moze usunac tresc ze swoich serwerow, co sie zdarza. Osoba, ktorej tresci zostana usuniete, moze natomiast pociagnac nas do sadu za straty poniesione w wyniku usuniecia, o ile udowodni, ze nie doszlo do zlamania prawa.
Wypada wiec miec jakies dowody, ze to my jestesmy wlascicielami tresci. Ja poki co nie mam pomyslu, jak tego dowiesc, z wyjatkiem pokazywania logow z Google Analytics w sadzie.
Takie rzeczy wynioslem ze studiow, ale czytalem ustawe i faktycznie tak sie sprawy maja. DMCA nie jest wiec swietym Graalem – moze przysporzyc klopotow, a mialem juz do czynienia z takimi ludzmi, ktorzy mi grozili sadami, jesli bede za bardzo podskakiwal, ze to oni ukradli moje tresci. Eh, co za swiat.

małe fragmenty z linkami będą działać korzystnie – a gdyby nawet nie – to niestety nie łamią prawa i nic nie można im na drodze prawnej zrobić. Ale w przypadku większych nadużyć polecam zgłoszenie sprawy do prokuratury – z żądaniem odszkodowania przewidzianego w prawie autorskim: 3 x normalna stawka. Prokuratura ma obowiązek zająć sie sprawą z urzędu, sprawa sądowa jest zakładana na koszt państwa a my czekamy tylko na śliczne odszkodowanie. Warunek – musimy udowodnić, że to my jesteśmy autorami danego tekstu

Bardzo pomocny artykuł, dzięki! Treści z mojej strony są stale powielane, głównie przez kwiaciarnie internetowe. Niestety niektóre strony nadal bezkarnie będą pozycjonować się moimi tekstami, bo nie ma na nich nawet adresu kontaktowego.

Bardzo cenne rady. Ja kilka dni temu też znalazłem teksty z głównej strony na głównej stronie konkurencji, i tu pytanie. Czy sami sobie nie szkodzą takim działaniem? Bo ile trwa napisanie krótkiej informacji o swojej firmie? Mój tekst był dobre 2 lata w sieci zanim go skopiowali, więc sami proszą się o niższą pozycje za duplicate content. Sprawę zignorowałem, bo właśnie zmieniłem treść strony.

Mam prośbę o poradę z Waszej strony.
Właśnie znalazłem jedno z najcenniejszych naszych zdjęć na portalu branżowym dotyczącym ogrodów. W naszej firmie zdjęcia wykonanych realizacji to właściwie najcenniejsza rzecz jaka zostaje po zleceniu i nie udostępniamy nikomu praw do ich wykorzystywania. Nawet czterokrotnie największe pismo z naszej branży chciało je zamieścić, ale nie chcieliśmy. Podsumowując, jest to dla nas bardzo ważne, żeby ich nikt nie kradł.

No i teraz pytanie: co Waszym zdaniem najlepiej zrobić? Oczywiście mają usunąć je ze swoich stron, ale myślę o drodze sądowej z odszkodowaniem na jakiś cel charytatywny, żeby ich czegoś nauczyć. Nie wiem tylko czy sąd mnie nie potraktuje jak nieszkodliwego świra i czy w ogóle się tym zajmą?

Musze ci przyznać Lexy że coraz więcej Ciebie w sieci, oby tak dalej.

Czytam ten 1 punkt i nie wiem szczerze mówiąc o co w nim chodzi. Co ma wspólnego kopiowanie lub nielegalne wstawianie tekstów z nofollow czy dofollow? Albo jest łamane prawo autorskie albo nie jest – nigdzie nie jest napisane że linki mają być dofollow. Czyli od Ciebie można kraść teksty, byle link był dofollow? 😀 Taka kwestia to może być umowa pomiędzy stronami, ale nie ma nic wspólnego z prawem autorskim – jak mozna komuś np. zarzucić że skopiował tekst i nie wstawił linka nofollow? Że tekst ukradł to nic – ważny link 😀

kopiowanie treści, które pisze się w pocie bardzo boli, tym bardziej kiedy G uznaje oryginał za kopię. ręce wtedy opadają

Dziś znów zabrałem się za szukanie moich tekstów w internecie. A trochę się tego narobiło. Od małych stronek, po te ciut większe.
Najbardziej bolą mnie ewentualne spadki w Google, na razie piszę grzecznie do ludzi, jeśli tylko jest podany kontakt. W pozostałych przypadkach zgłaszam DMCA. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Witam! Mam odwrotne pytanie. Otóż być może zostanę zmuszony do zmiany treści na pewnej podstronie, ale zależy mi, żeby w Google znalazła się kopia tekstu w dotychczasowej postaci. Gdzie można zlecić powielenie strony, tyle że bezpieczne, tak aby przypadkiem nie zduplikować całej strony?

Mi tez się zdarzyło ze konkurencja umieściła na swojej stronie tekst z mojej strony głównej. Po stanowczej reakcji z podaniem możliwych konsekwencji prawnych i wymienieniem braku informacji o ciasteczkach i regulaminu gość wymiękł i szybko usunął skopiowane treści.

Widząc że konkurencja kopiuje treści z mojej strony umieściłem w 1 produkcie zapis że są idiotami. Zamiast przeprosić i pozmieniać całościowe opisy to mi sprawę za publiczne znieważanie założyli…. żal ale tak to już jest jak jest się warzywem 🙂

poniżej screen z opisem

https://www.facebook.com/380662445352760/photos/a.573042602781409.1073741828.380662445352760/783778271707840/?type=1&theater

Hej! A co powiecie o moim przypadku?

Oryginał:
http://i.imgur.com/KaaqNOk.jpg
Kopia:
http://i.imgur.com/3hsv6kq.jpg

Przestałem płacić za domenę. Następnie, kolega z firmy DCI advertising agency kupił opuszczoną przeze mnie domenę i kopiując (prawdopodobnie z web archive org) moje teksty, moje zdjęcia oraz dodatkowo zamieścił płatny link zarabia. Zarabia na moich tekstach i zdjęciach.

Najgrosze w tym wszystkim jest niestety to, że jak ktoś będzie chciał to i tak ukradnie. Nawet tak perfidnie jak u Marka.

Siedzę ja sierota i piszę opisy produktów do sklepu żeby nie były takie jak wszędzie, a tu co jakiś czas na allegro moje opisy w takich samych produktach. No szlag mnie trafia. Piszę do złodziei o usunięcie i o dziwo większość reaguje na tekst o odszkodowaniu i założeniu sprawy. Chyba poszukam kumatego prawnika, może da się z tego jakąś kasę uzyskać od złodziejstwa. Wiem, że to długie sprawy, a pozwy cywilne są teraz drogie, ale może czas przetrzeć szlaki w sądach.

Jak ktoś korzysta z WP to wystarczy instalacja wtyczki do blokowania kopiowania naszego tekstu. Dobrym rozwiązaniem jest też to aby polecić kopiującemu aby umieścił link do naszej strony w ostateczności.

Ja natomiast prowadząc swego czasu bloga o latach 90-tych niestety zmagałam się z redaktorem pewnego poczytnego, popularnego w kioskach pisma (na N…). "Szanowny" dziennikach najpierw zadzwonił do mnie (nie wiadomo skąd mając mój numer) i zapytał o bloga oraz o tym co myślę o latach 90-tych. Nie pytał o możliwość kopiowania treści itd. Po czym nagle patrzę, a w ich wersji elektronicznej gazety – mój długi artykuł słowo w słowo skopiowany… Oniemiałam. Oddzwoniłam do niego, a on na to, że nie mam szans wygrać z tak poczytną, korporacyjną marką. Najpierw trochę się pobałam, że przecież nie będę się ciągać po sądach, ale… z pomocą znajomego prawnika odważyłam się wysłać oficjalne pismo do tejże gazety, pisząc jednocześnie, że posiadam nagranie z rozmowy… Po 2-3 dniach artykuł znikł z ich strony…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Copyright 2005-2023 SEO blog Lexy. All Right Reserved.