Niedawno w Gazecie Prawnej opublikowano artykuł, który pozycjonerzy podsumowali jako „gniot„. Jak widać krytyka ta na nic się zdała, bo na kilku stronach pojawił się kolejny tekst, tym razem na temat tego, „za co karze Google” i jest on równie daleki od prawdy.
Moje zainteresowanie wzbudziły następujące fragmenty:
Groźny przyrost odnośników może nas spotkać w systemach wymiany linków, za których to pomocą można całkiem niechcący wygenerować ogromną ilość hiperłączy.
Nagłe usunięcie dużej ilości zebranych wcześniej odnośników może się przydarzyć podobnie jak w sytuacji nienaturalnego przyrostu, przy systemach wymiany linków.
Jednak tak jak już wspomniałam, za obie sytuacje kara nie może być zbyt wysoka i jeśli już jest nakładana na stronę, to jest to zazwyczaj tzw. filtr.
Od razu dodam, że swego czasu dość często pisałam na temat zagrożeń związanych z (często nieumiejętnym) korzystaniem z systemów wymiany linków. Sama dostałam kilka filtrów za backlinki, jednak było to dość dawno i od tej pory jedynie słyszę lub czytam o nich. Z drugiej strony, według oficjalnego stanowiska Google backlinki nie powinny szkodzić pod warunkiem, że całokształt działań podejmowanych w celu promocji strony nie budzi wątpliwości – tak przynajmniej interpretuję ostatnie zdanie z bloga Google:
Ponieważ jednak bierzemy większą ilość sygnałów pod uwagę, takie działanie na niekorzyść innych webmasterów jest skuteczne wyłącznie w teorii.
Wracając jednak do wspomnianego już artykułu, nie byłoby w nim nic dziwnego gdyby nie stwierdzenie, że:
Warto zaznaczyć, że filtr nie grozi stronom pozycjonowanym przy pomocy narzędzi do automatycznego linkowania, takich jak Adder czy SemiAdder (półautomat).
które jest ewidentnym kłamstwem, tym bardziej biorąc pod uwagę wcześniej zacytowane zdania. Wynika z nich bowiem, że za SWLe można dostać filtr, a za Addera – nie.
Zakładając, że za backlinki nadal można dostać filtr, sposoby ich pozyskiwania schodzą na dalszy plan – filtrem ryzykuje się tak w przypadku ręcznego zdobywania linków (np. przy ich nadmiernej ilości lub braku zróżnicowania anchorów), jak i tego masowego, przy czym w drugim przypadku nie ma znaczenia, czy wykorzystuje się do tego systemy wymiany linków czy też narzędzia do (pół)automatycznego katalogowania. Zarówno SWLe, jak i Adder, służą masowemu pozyskiwaniu backlinków i w związku z tym oba z tych sposobów wiążą się z wyższym ryzykiem filtrów niż ręczne linkowanie. Powtarzam jednak – jeśli za backlinki można dostać filtr, to nie ma znaczenia sposób ich pozyskiwania, bo każdy z nich wiąże się z jakimś ryzykiem filtra.
Jeszcze jedna sprawa – informacje na temat zmian w algorytmie i granic, których przekroczenie wiąże się z negatywnymi konsekwencjami, nie są ogólnodostępne, dlatego nikt nie może zagwarantować braku narażania się na ewentualne kary, tak samo jak nie można zagwarantować konkretnej pozycji w wynikach organicznych. Jeśli ktoś twierdzi inaczej to polecam skonsultowanie się z większym gronem specjalistów w tej branży. Na szczęście serwis bankier.pl, na którym również znajdował się omawiany artykuł, zareagował na komentarze i usunął jego treść, a mi pozostaje mieć nadzieję na to, że w przyszłości tego typu serwisy będą sprawdzać zgodność takich artykułów z prawdą, zanim zdecydują je opublikować.