Zawsze broniłam się przed odpowiedzią na pytania o moje zarobki, ale tym razem postanowiłam zrobić wyjątek. Moim celem nie jest jednak chwalenie się grubością portfela, tylko zachęcenie innych do wypuszczania własnych produktów w większej skali, niż odbywa się to obecnie.
Na rynku co jakiś czas pojawiają się książki o tematyce SEO, jednak większość to pozycje zagraniczne, które wartością merytoryczną nie dorównują chociażby książce Makaruka i Danowskiego. Co do informacji na forach i blogach, wszyscy wiemy, jak jest ze zdobywaniem mało dostępnych wskazówek. Mogę się założyć, że większość z nas byłaby w stanie zainwestować w wiedzę czy to w postaci odpłatnych porad, wpisów na blogach dostępnych dla płatnych użytkowników, szkoleń online, czy case study mając pewność, że zawierają one przynajmniej część informacji, o których rzadko lub w ogóle nie pisze się publicznie, bo są zdradzane głównie w gronie znajomych z branży czy współpracowników. Ba, w moim przypadku wystarczyło zebranie w jednym miejscu podstawowej wiedzy… ale o tym za chwilę.
Do czego zmierzam? Do tego, że na SEO można zarabiać nie tylko ze standardowych usług takich jak pozycjonowanie, konsultacje, czy audyty, które wymagają ciągłej lub długotrwałej pracy. Można zarabiać poświęcając najpierw chwilę, a później będąc kompletnie off-line, wypoczywając sobie pod palmami (no dobra, może mnie trochę poniosło 😉 ) ze świadomością, że stan naszego konta na bieżąco się powiększa. Często mówi się o tym, aby dywersyfikować źródła dochodu i nie skupiać się na jednym – o to właśnie chodzi. Przechodząc do meritum, chciałam podsumować, jak wyglądała moja praca nad kursem pozycjonowania dla początkujących, bo to właśnie jego dotyczy kwota z tytułu.
Pomysł na przygotowanie kursu narodził się dzięki klientowi, który przyszedł do mnie z prośbą o wytłumaczenie tematu pozycjonowania od A do Z. Pominę kwestie techniczne, bo to nie ma tu znaczenia. Napiszę tylko, że lekcji początkowo było tylko 6, przy czym przygotowanie każdej z nich zajmowało od 1,5 do prawie 2 godzin. Pod koniec kursu stwierdziłam, że warto byłoby go udostępnić szerszemu gronu, oczywiście bazując na przykładzie innej strony i rozwijając zawarte w nim informacje. Ponieważ wspomniane konsultacje z klientem zostały rozliczone osobno, nie wliczam ich w czas złożenia kursu w jedną całość.
Przechodząc do liczb, opracowanie pełnej wersji kursu zajęło mi dokładnie 11 godzin i 9 minut (od kilku lat loguję czas pracy, więc mam dostęp do starych danych), łącznie z poprawkami w formatowaniu itp. 😉 Było to jednak rozłożone na raty na prawie miesiąc, bo zaczęłam jeszcze w trakcie indywidualnych konsultacji, tj. 8 lutego 2011 r., a skończyłam 4 marca. Kurs był dostępny od 24 marca i składał się z 8 lekcji, do których dołączone były indywidualne konsultacje mailowe i kilka innych dodatków.
Jeśli chodzi o formę promocji kursu, skupiłam się na wpisach na moim blogu (zaczynając od mini konkursu w celu zwiększenia zainteresowania nowym, nieznanym jeszcze produktem) i mailingu do osób zapisanych na darmowego ebooka z mojej strony (wtedy na liście miałam 1219 subskrybentów, z czego uzyskałam 600 unikalnych kliknięć na stronę z ofertą). I tu muszę podziękować koledze z pracy, który namówił mnie do budowy listy mailingowej, mimo że wtedy jeszcze nie myślałam o żadnych płatnych produktach 😉 Mailing wypuściłam jako pierwszy już 24 marca, a na blogu poinformowałam o zapisach dzień później.
Licząc okres pierwszego miesiąca, tj. od 24 marca do 24 kwietnia 2011 r. włącznie, zarobiłam na kursie 5 700 zł (licząc z VAT i prowizją dla PayU) z 44 zamówień, przy czym sam mailing skutkował 13 zamówieniami na kwotę 1 300 zł w dniu jego wysyłki, a w dniu publikacji wpisu na blogu było 8 zamówień na kwotę 960 zł (czyli ponad 2k w 2 dni). Ostatnimi czasy bardzo rzadko schodzę poniżej 700 zł miesięcznie, często jest ok. 1 000 zł, mimo że jedyne, co przy nim robię, to aktualizacje raz na kilka miesięcy (niedługo zbliża się kolejna) i ewentualnie krótkie promocje.
Na pewno znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że znacznie więcej i łatwiej można zarobić na innych produktach (no cóż… na kursie też zarobiłabym więcej gdybym więcej czasu poświęciła na jego reklamę). Znajdą się też tacy, którzy mogli już wcześniej zastanawiać się nad spieniężeniem swojej wiedzy w podobny sposób, ale brakowało im motywacji. I właśnie na tych drugich liczę najbardziej 😉 W końcu SEO to nie tylko pasja, ale też główne (lub jedno z głównych) źródło dochodu, więc w drugim przypadku liczby mają znaczenie.